wtorek, 22 stycznia 2013

notuję wysokie przewrażliwienie systemu...




Nadwrażliwość czy też nadgorliwość w moim przypadku to potworna cecha, doszłam dziś do takiego mało budującego wniosku. Otóż internet ma to do siebie, że bardzo lubi wyolbrzymiać problemy, choroby czy inne schorzenia. Dla przykładu: wpisz w google, że boli Cię gardło i szczypie przy kaszleniu, a ponadto czujesz się osłabiony, a gdzieś tam wyskoczy, że najprawdopodobniej masz nowotwór i powinnaś natychmiast pędzić do lekarza, bo wcześnie wykryty jest uleczalny lub też zaleczalny i pożyjesz sobie jeszcze ze 2 lata. Wyolbrzymianie? Nie tak do końca. Jak kiedyś miałam skłonności do hipochondryzmu, co było zwykłym efektem nudów, tak aktualnie zaczytuję się w 'mądrościach' internetowych, z których wynika, że choroby płodu są niemal tak powszechne jak przeziębienie zimą. Dla osoby z moją tendencją do wierzenia w takie bzdury to woda na młyn, niewiele trzeba by zacząć sobie wmawiać, że coś MOŻE PRZECIEŻ BYĆ nie tak.
Po takim wstępie można jednoznacznie stwierdzić, że coś głupiego wpadło mi do głowy. Głupie nie głupie, uznałam, że dla świętego spokoju zrobię badanie i się  uspokoję. Paradoksalnie mój lekarz prowadzący uznał, że według niego naprawdę nie ma potrzeby i, że płód rozwija się prawidłowo. Chyba powinnam sobie to nagrać na dyktafon i puścić za każdym razem gdy przeczytam w internecie jakieś ciekawostki. Niemniej, wracając do tematu, postanowiłam się umówić na usg genetyczne. W dużym skrócie jest to badanie, w którym mierzy się różne parametry np. kość udową, kość potyliczną by możliwie jak najbardziej wykluczyć wady genetyczne, a następnie obliczyć ryzyko na podstawie ww parametrów. Wybrałam się zatem dzisiaj do specjalisty, by chociaż chwilowo uspokoić swój umysł.  O dziwo dziecię  jakby wiedziało, że to coś ważnego i uznało, że będzie współpracować. To miłe w porównaniu do tego co działo się ostatnio, gdy zobaczenie czegokolwiek graniczyło z cudem. Niestety podczas zaproszenia tatusia na drugą część usg dziecię uznało, że pokazało wystarczająco dużo jak na jeden dzień i obróciło się do nas plecami. Wcześniej jednak zostało pomierzone z każdej strony i usłyszałam, że wszelkie parametry są jak najbardziej w normie, a ryzyko wystąpienia wad genetycznych jest niskie. Nie powiem, uspokoiłam się. Wykluczenie może nastąpić jedynie w sytuacji, gdy wykona się amniopunkcję, jednak statystycznie 1 na 100 dzieci ginie podczas wykonywania tego zabiegu, więc skusiłabym się na takie badanie jedynie w sytuacji gdy byłabym w grupie wysokiego ryzyka. Aktualnie moje przewrażliwione 'ja' czuje się spełnione i mam nadzieję, że na dość długo, bo moja panika jest niewskazana, a co gorsza zaraźliwa. 

Notkę zakończę stwierdzeniem, że zima naprawdę jest męcząca. Tęsknię już nawet za paskudną chlapą, wodą po kostki i ślizganiu się po lodzie... Zawsze wtedy powtarzam sobie, że parę dni i moje oczy ujrzą wspaniałą, najpiękniejszą, cudowną, zieloniuteńka trawkę! Z jakiegoś dziwnego względu widok zieleni na ziemi działa na mnie motywująco i odzyskuję chęć do życia, póki co większość moich czynów i planów są bardzo wymuszone i pewne rzeczy robię tylko dlatego, że głupio tak ciągle siedzieć w domu. Jak można się domyśleć - czerpię z nich nikłą przyjemność.

Życzę więc wszystkim (i sobie) temperatury na plusie, zniknięcia śniegu i rychłego nadejścia wiosny! 

1 komentarz:

  1. Fajny pomysł z tym blogiem :)
    Dobrze ze badanie wyszło ok - oby tak dalej :)

    OdpowiedzUsuń