piątek, 12 kwietnia 2013

Jak to właściwie jest z tymi ruchami?

Śmieszne jest to całe ciążowanie... nasunęło mi się dziś, gdy siedziałam na zajęciach i dostawałam któregoś z kolei kopniaka. Ale jak to jest na początku?

Pamiętam, że sam początek to szok. Pierwsze USG? Kolejny szok w 6 tygodniu... Wreszcie jest sobie jakiś pęcherzyk ciążowy, który może okazać się pusty, ale może okazać się, że ma jakąś zawartość wewnątrz. Lekarz zleca zatem badanie beta HCG, które to w dużym skrócie opiera się na tym, by wykryć zawartość hormonu ciąży (pierwszym badaniem jest oczywiście klasyczny test ciążowy) oraz jego ilość we krwi, a następnie po dwóch dniach każe powtórzyć badanie by zaobserwować czy jest wzrost (i jeśli jest to jak duży) ilości ww hormonu. Ponoć badanie to jest w stanie wstępnie ocenić przyszłość ciąży, a więc czy się utrzyma czy też nastąpi poronienie. Oczekuje się, by wynik po dwóch dniach wskazywał dwukrotną ilość hormonu w porównaniu do pierwszego.

Ok. Wiem już, że jestem w ciąży, ale... jak to? Przecież nie czuję, że mam coś w sobie. To musi się jakoś dać odczuć! Pierwsze miesiące ciążowania były więc w moim wykonaniu swoistym okresem niedowierzania. Owszem, nie było w tym paranoji i nie stwierdziłam, że mój ginekolog się ze mnie nabija i podrzuca jakieś taśmy i w dalszym ciągu wiedziałam na 100%, że jestem w ciąży, że coś rozwija się w moim brzuchu, ale dziwnym jest widzieć na obrazie usg ruszające się, skaczące małe ciałko, wymierzone np. na 3-5 cm... i jednocześnie zupełnie nic nie czuć!
A więc sytuacja jest prosta - jestem w ciąży, spodziewam się dziecka, ale to jakiś matrix. Tak podchodziłam do tego prawie do 19 tygodnia kiedy to poczułam pierwsze ruchy. Nie ma chyba osoby, która nie byłaby ciekawa czego oczekiwać po tych ruchach i na co się przygotować. Ja słyszałam różne opinie - że przelewająca się woda, że bąbelki. Co takiego ja czułam? Coś pomiędzy, choć nie do końca. Ot, jakby coś dziwnego przechodziło przez moje jelita. Jednak pierwsze mocniejsze ruchy wychwyciłam od razu, ponieważ były zbyt unikalne i od razu założyłam, że w moich jelitach nie ma właśnie jakiejś specjalnej imprezy, zważywszy, że nigdy jakoś specjalnie nie czułam pracy jelit akurat w podbrzuszu, co najdalej to mogłam czuć gazy, ale to zupełnie inne uczucie. Ustalone zostało zatem, że młody daje o sobie znać.
Z początku ruchy mogłam wyczuć  jedynie w pozycji leżącej, aktualnie czuje je w każdej pozycji, pod warunkiem, że aktualnie nigdzie nie idę czy nie truchtam. Tyle, że ruchy te to już faktyczne kopniaki. Fakt, że młody ma już ok. 30 cm i waży w okolicach 1 kg daje również o sobie znać w postaci tego, że kopniaki są już widoczne przez skórę tj. miejsce uderzenia się wybrzusza i można obserwować ruszający się brzuch.
Uczucie ruchów jest niesamowite, nie daje jakiejś przyjemności w sensie odczuć fizycznych, ponieważ nie ma jak, jednak uczucie, że tam w brzuchu faktycznie jest mały człowiek, który daje o sobie znać i reaguje np. na śpiew swojego taty, co objawia się wzmożonym ruchem, by następnie zacząć intensywnie kopać w miejscu, w którym tatuś przyłożył ucho by nasłuchiwać brzdąca jest przeurocze i daje niepowtarzalne odczucia. Jednocześnie nie może być za kolorowo, więc oprócz ochów i achów synuś lubi nawalać mamę po żołądku, wątrobie czy też np. po pęcherzu jak dziś przez cały dzień. Kopniaki w pęcherz powodują wzmożoną chęć odwiedzenia ubikacji natomiast w wątrobę niestety są nieprzyjemne i po prostu wątroba zaczyna boleć, zwłaszcza gdy dziecko zacznie opierać się o nią (w takich sytuacjach należy żałować, że nie ma się kamery - stosuję naprawdę akrobatyczne pozy, by nakłonić małego do zmiany pozycji, z reguły niestety z marnym skutkiem :-)). Nawet to jednak ma swój urok i nie da się gniewać na brzdąca. Nie da się również ukryć, że myślę, że każda przyszła mama z uśmiechem odbiera kopniaczki i czeka na nie z niecierpliwością, wreszcie jest to jakiś rodzaj kontaktu. :-)

środa, 3 kwietnia 2013

wszystko i nic


Ponad miesiąc przerwy w pisaniu notek. Możnaby pomyśleć, że nic się nie działo, ale to nieprawda. Po prostu nie działo się nic kluczowego co dałoby mi silny impuls do napisania notki. Nie wypada jednak zostawiać pustek na blogu toteż napiszę, że sprawy się nieco uspokoiły. Jest 25 tydzień ciąży, brzuch się porządnie uwidocznił i z całą pewnością nie jestem w stanie już go w żaden sposób ukryć.
Ostatnie USG było badaniem prenatalnym, podczas którego młody został dokładnie pomierzony i obejrzany - mieliśmy więc z Łukaszem możliwość zobaczenia pracy każdego jednego narządu malca. Nie powiem - dość przyjemny widok, wszystko oglądałam z wielkim zaciekawieniem i każda jedna plama na ekranie wydawała się warta uwagi. Potwierdziło się również to, co wiedzieliśmy już od pewnego czasu - będzie SYNEK. Prezentacja była w pełnej krasie wręcz. :-)

Irytuje mnie pogoda, chciałoby się działać póki jeszcze są siły na wszystko, a tu jak na złość wiosna 'rozpocznie się za tydzień'... Czyli standardowa gadka.

Na koniec wrzucam małego i jego nogę... Przez całe usg dzielnie utrzymywał pozycję z nogami na głowie, widocznie całkiem wygodna skoro nie dało radę go namówić na zmianę pozycji. :-)