poniedziałek, 2 grudnia 2013

Śladem przygody...

Zwykle czekam do jakichś ciekawych zdarzeń, by opisać je na blogu. Nie inaczej jest tym razem.
Otóż wczoraj po raz pierwszy byłyśmy z Forzą na... tropieniu! W związku z tym, że uwielbiam sprawdzać nas w każdej jednej formie aktywności to nie mogłam sobie podarować i tak po prostu odpuścić, mimo, że pogoda nie należała do najbardziej zachęcających, ponieważ od rana padał (no, coś między padaniem a kropieniem :-)) deszcz i okrutnie wiało. Twardym trzeba być, nie miętkim, tak więc spakowałam siebie i rudą i pojechałyśmy na miejsce zbiórki - skraj lasu w okolicach Kaczych Buków w Gdyni.
Z pomocą GPSa dojazd zajął mi dwa razy szybciej niż nominalnie planowałam toteż na miejscu zjawiłam się 20 minut przed zbiórką. Byłam tam pierwszy raz, a że od Gosi usłyszałam, że spotykamy się na skraju lasu to uznałam, że... mimo błota, podjadę pod sam las. Pomysł okazał się niezbyt udany, gdyż po przejechanych 30 metrach zwyczajnie się zakopałam. Nie byłam w stanie ruszyć się ani w jedną, ani w drugą. Wykonałam wszystkie bliżej znane mi manewry, by ruszyć samochód z miejsca, ale miałam wrażenie, że pogrążałam się coraz bardziej. Podłożyłam nawet gałęzie pod oponę, ale i ten plan się nie powiódł. Pozostało mi zadzwonić do Łukasza i poinformować go, że wczorajsza wypucowana toyotka przypomina terenówkę po przejeździe przez las... Bardzo błotnisty las. :-) Zadzwoniłam do Gosi i opowiedziałam o moim mało udanym manewrze podjechania pod skraj lasu, po czym ta pocieszyła mnie, że wraz z Moniką są już prawie na miejscu. Nim się obróciłam, dziewczyny podjechały tuż za mnie... I również się zakopały, w tym samym błocie, które ciągnęło się dobre kilkanaście metrów. No po prostu: NIE DO WIARY. :-) Śmiechy, chichy i przystąpiłyśmy do działania - do wykopania były trzy toyoty. Już przy wypychaniu pierwszej przybrałyśmy ubiór potworów z bagien, a Gosi pękł kalosz na pięcie, także naprawdę było wesoło i brudno. Udało się! Wszystkie trzy samochody wypchane z błota, zaparkowane bezpiecznie i można było wreszcie zabrać się do pracy.

Jako pierwsza pracowała Mejsi, a pozorantką byłam ja. Opracowałam sobie jakąś trasę, przeszłam odpowiednią odległość i przycupnęłam pod drzewem. Po dobrych 20 minutach zobaczyłam Mejsi, która łatwego zadania nie miała - wiało potwornie, a na dodatek padał deszcz. Jak już się dobrze dziewczyna znudziła łażeniem w takiej pogodzie to złapała górny wiatr i pognała do mnie w podskokach. Następnie wilczak dzielnie znalazł Bożenę.
Potem przyszedł czas na nasz debiut. Dokładnie wysłuchałam co mam robić, odeszłam na 50 kroków, by zniknąć i położyć się na karimacie. Poszło świetnie, choć z małym hakiem, bo jak już szła do mnie to potężnie zawiało i lekko zboczyła z kursu. Ostatecznie jednak po kilku sekundach zawróciła i trafiła prosto do pańci.
Kolejne ćwiczenie było nieco trudniejsze, bo miałam się schować znacznie dalej i zakręcić w między czasie. Spodziewałam się miłego i stosunkowo długiego leżakowania, bo wiatr robił się coraz mocniejszy, jednak dziewczyny (Gosia i Forza) bardzo miło mnie zaskoczyły, bo Ruda jak nakręcona szła pięknie po śladzie i odnalazła mnie w mgnieniu oka :-) Dla mnie szok, zupełnie się nie spodziewałam, że tak dobrze potrafi używać swojego nosa. Wiele razy słyszałam, że psy mają taki cudowny węch, ale wystarczyło jedno spojrzenie na Forzę kiedy nieomal się przewraca o piłkę, którą jej rzuciłam i jej nie znajduje to zaczęłam mieć pewne wątpliwości...

Tutaj zdjęcia z wczoraj:

Mistrz stajla odnaleziony! Bielizna termoaktywna góra i dół, leginsy, ciepłe skarpety, kozaki, bluza, kurtka na -milion, szalik i czapka. I było tylko trochę zimno, więc nie ma źle. :-)



Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie napisała nic o Wojtku. Rośnie mi chłopina nieziemsko! I jest istnym żywym sreberkiem. Pozostawienie go na plecach na dwie sekundy granicy z cudem, bo zaraz pezwraca się na boki, bądź po prostu na brzuch. Ciągle chce siadać - raz wyjdzie innym razem nie, więc trzeba brzdąca asekurować. Gada jak najęty i już od 6.00 dziś recytował nam wiersze w tylko sobie znanym języku. To cudowne, ale może nie aż tak wcześnie rano. Niebawem idziemy pierwszy raz na basen z zajęciami dla niemowlaków, nie mogę się doczekać :-)

Parę zdjęć:









Do następnego!